.
.
Rankiem pod żytnim brogiem,
Gdzie się złocą rogoże w rząd,
Oszczeniła się suka siedmiorgiem,
Siedmiorgiem rudych psiąt.
Do wieczora czule je pieściła,
Przygładzając językiem sierść,
I spod brzucha ciepłego spływał
Podtajały, ogrzany śnieg.
Wieczorem zaś kiedy kury
Siadają na grzędzie w sznur,
Wyszedł gospodarz ponury,
Wszystkie siedem powsadzał w wór.
Po zaspach suka biegała
I śpieszyła tuż za nim w ślad,
I tak długo, tak długo drżała
Wody niezmarzłęj gładź.
A gdy ledwo wlokła się z powrotem,
Zlizując z boków swych pot,
Wydał jej się miesiąc za płotem
Jednym z siedmiorga psiąt.
Dźwięcznie niebiosom sinym
Skowycząc zwierzała ból,
A księżyc-młodzik płynął,
Skrył się za pagór śród pól.
I głucho, jak w datku żebraczym,
Gdy rzucą jej kamień na śmiech,
Potoczyły się oczy sobacze
Złocistymi gwiazdami w śnieg.
.
.
.